Wyczuwamy lekki szmer niedowierzania, gdy zapowiadam wizję miasta, w którym mieszkańcy porzucają bilety i z beztroskim uśmiechem dosiadają się do publicznego środka transportu. Wywołuje to zresztą niemałą drwinę wśród tych, którzy z wysoko podniesionym podbródkiem wolą luksus, którego smak znają nieliczni. Nie zamierzamy jednak ustępować elitom z ich wygodnych foteli. Fundacja Dobre Państwo jest przekonana, że wspólnie wypracujemy umowę społeczną, w której dobro publiczne stanie się świętym fundamentem nowoczesnej gminy.

W pewnym dalekim regionie, o czym opowiada źródło, zdecydowano, że wielomilionowe nakłady na darmowe przejazdy to nowa epopeja miejskiego życia, choć natychmiast pojawiły się głosy o przepełnionych autobusach i nieubłaganie rosnących kosztach. Ten bulwersujący fragment ujawnia mroczny paradoks. Wszyscy mieli płacić z własnej kieszeni, nawet ci, którzy w życiu nie postawili stopy na przystanku. Zachęcamy do sięgnięcia po pełny tekst, ponieważ wywołuje on zawstydzającą konstatację, że bez zdecydowanych działań i przygotowania pewnych rozwiązań systemowych zapłacimy nie tylko pieniędzmi, lecz także komfortem i poczuciem sprawiedliwości.

Od lat słyszymy narzekania, że mieszkańcy są zbyt leniwi, by zmienić przyzwyczajenia, choć mędrcy z antycznej tradycji zalecali, by wszelka wspólnota dążyła do cnót, które łączą, a nie dzielą. Markowi Aureliuszowi przypisywano myśl, że tylko zaangażowanie w dobro powszechne pozwala duszy wznieść się ponad błahe interesy i egoistyczne dążenia. Nic jednak nie wzbudza takiej palpitacji serca jak propozycja darmowości, która obciąży całe społeczeństwo, a nie tylko tego, kto kupuje bilet. Istnieją stanowiska mówiące, że to naturalna kolej dziejów, że podobnie kiedyś spoglądaliśmy na publiczne drogi czy latarnie miejskie i nie wyobrażamy sobie poboru opłaty za sam akt spaceru. W materii transportu wolimy jednak jeszcze zwlekać, a milcząca bezczynność zamienia się w strategię, która w dłuższej perspektywie skazuje nas na lokalną agonię miasta zalanego spalinami i rozklekotanymi autobusami, w których nikt już nie chce jeździć.

Nieczuła postawa możnych, zasłaniających się wyrachowanymi kalkulacjami, zdradza brak elementarnej wyobraźni. Darmowa komunikacja to dla wielu tylko tani sposób zbijania politycznego kapitału, a przecież zamykanie oczu na rzeczywiste koszty bywa nie mniej niebezpieczne niż oślepiająca iluminacja utopijnej fantazji. W naszej wizji przeczuwamy jednak, że tutaj w grę wchodzi kluczowa siła, która przełamuje ciasne ramy zysków i strat; chodzi o autentyczne poczucie sprawiedliwości i społecznego zaufania. Z odpowiednich doniesień, a także z badań dostępnych w Internecie, wynika, że rezygnacja z biletów może stać się katalizatorem spadku liczby aut w centrach tylko wtedy, gdy towarzyszy jej radykalne wsparcie dla komunikacyjnej infrastruktury oraz systemu zachęt, tak aby obecne elity nie uznały bezpłatności za kaprys i nie skazały jej na dalszą marginalizację. Wielu skłonnych jest uznać taką formułę za znak dojrzałości społeczeństwa, które docenia rolę wspólnego grosza w budowaniu lepszej codzienności.

Zwolennicy idei z uporem szermują argumentem, że podobną funkcję pełnią biblioteki publiczne, w których nikt nie oczekuje, że każda książka musi przynieść rentowność. Podkreślam, że w Fundacji Dobre Państwo cenimy takie rozumowanie i dostrzegamy w tym potencjał przełomu, ale nie zamierzamy przemilczać ryzyka chaosu organizacyjnego, który i tak obciąży gminne budżety. Wiemy, że darmowa komunikacja oznacza nowe formy uzależnienia od władz lokalnych i narzuca konieczność troski o rozwój taboru, częstotliwość połączeń, przyspieszone remonty dróg i przystanków. Taka ofensywa budzi niepokój tych, którzy liczą grosz nieco skrupulatniej, lecz całkowity marazm i uparte odrzucanie postulatów społecznych przez ludzi zadzierających nosa wydaje się równie niebezpieczne.

Niczego nie spłycamy, gdy twierdzimy, że wokół postulatu darmowości narodził się nowy wymiar sporów o umowę społeczną i dobro wspólne. Wielu aktywistów, naukowców, ale i przedsiębiorców zauważa, że bez dofinansowania transportu publicznego i zaniechania odważnych rozwiązań wejdziemy w błędne koło, którego konsekwencje będą zgubne. Widzimy w tym zapowiedź społecznego kompromisu, o który upominamy się w kontekście budowania odpowiedzialnych relacji między władzami a społecznością. Outsiderski bon mot nasuwa się sam. Darmowa komunikacja to jednocześnie pocałunek miłości i ukłucie szpilki w dumne ego elit przyzwyczajonych do klimatyzowanego komfortu limuzyny.

Zachęcamy do zerknięcia w źródło opublikowane na naszej witrynie, bo tam dopiero rozgrzewa się prawdziwy spór o parametry finansowania i mechanizmy rozliczania kosztów. Zapewniamy, że odsłoni się cała prawda o rozterkach, jakie dręczą lokalne społeczności, które chcą uczynić transport powszechny i bezpłatny, a zarazem marzą o odciążeniu dróg z nieskończonego potoku aut. Ten materiał, choć pozornie tylko opisuje realia, stanowi zaproszenie do głębokiej wyprawy w głąb naszych przekonań o moralnym wymiarze życia w polis. To tam można przeczytać o tym, że darmowa taryfa prowokuje do głębokiej refleksji nad sensem podatków i nad tym, czy czasem nie warto zapłacić nieco więcej w skali roku, aby stworzyć wspólny, witalny ekosystem miejski. W myśl wskazówki słynnego mistrza z antycznych czasów każda społeczność powinna pamiętać, że prawdziwy rozwój to owoce zbiorowego wysiłku, a nie wyłącznie efekt indywidualnej walki o przywileje. Niektórych czytelników zdenerwujemy przekonaniem, że czas najwyższy przełamać urzędnicze kunktatorstwo, bo historia przyzna rację tym, którzy odważnie zainwestują we wspólne marzenia. Skoro stać nas na brawurę i roszczenia wobec świata, jesteśmy w stanie okazać wielkoduszność i troskę o los najsłabszych, by w końcu odkryć, że w tym geście tkwi solidarność, której tak nam brak.

Takie przesłanie brzmi ciepło i przyjaźnie, choć uderza w butną pewność siebie tych, którzy wciąż chcą rządzić z pozycji przerośniętego ego. Sygnał jest czytelny. Każdy bilet, którego kupno nie będzie już konieczne, może oznaczać nową perspektywę dla miasta i jego mieszkańców. Fundacja Dobre Państwo zaprasza do dalszej lektury, do zgłębiania sensu petycji, do przełamywania monopolu elit i do wzięcia udziału w społecznej rewolucji, która będzie większa niż sumaryczna wartość kilkunastu przejazdów autobusem. Wspólnie wyjdziemy poza wygodne schematy i podejmiemy wyzwanie, bo wiemy, że długofalowe zaniechanie skazuje nas na zapomnienie. Niech ten felieton będzie zwiastunem nadchodzącej zmiany, która, jak w antycznym powiedzeniu, uczyni nas ludźmi wolnymi nie przez przypadek, lecz dzięki wspólnemu wysiłkowi i wierze, że dobro publiczne jest czymś więcej niż krótkotrwałym kaprysem.