Czy kiedykolwiek zadaliście sobie pytanie, ile właściwie było protestów przeciwko PRL-owskiemu reżimowi? Czy pozostał po tych – niejednokrotnie krwawych – wydarzeniach jakiś ślad? Pomnik?
Niby każdy zna los Stoczni Gdańskiej, każdy wie, albo z łatwością może się dowiedzieć, co dokładnie upamiętniają Poznańskie Krzyże, ale wcale nie tak łatwo znaleźć informację o wydarzeniach z czerwca 1976 roku w Ursusie, ani – tym bardziej – o miejscu, w którym się je upamiętnia.
A same zakłady? Co właściwie stało się z przedsiębiorstwami, które w PRL były areną protestów Polaków przeciwko reżimowi? Ile z nich przetrwało zawieruchę gospodarczych zmian z lat 90-tych? Tę, której skutki tak wyczerpująco opisał dr Ryszard Szlęzak w „Czarnej księdze prywatyzacji 1988-1994”? Odpowiedź jest prosta: po większości z nich nie zostało nic.
Są jednak i takie, które próbują działać. Czy zasługują na wsparcie? Czy nasze Państwo powinno o nie dbać? Nam wydaje się, że tak. Że oprócz stawiania pomników, warto wpierać także żywą tkankę przedsiębiorstwa, zwłaszcza gdy jego produkcja może służyć naszemu bezpieczeństwu, czy budowaniu gospodarczej siły.
Dlatego składamy petycję, by do wielu zadań IPN dodać jeszcze jedno: dbałość o miejsca robotniczych protestów. Tak, by pamięć o nich przybrała również materialny wymiar. By rządzący wiedzieli, że oprócz złożenia kwiatów pod pomnikiem (o ile istnieje), mają obowiązek zadbać o coś jeszcze. O trwały, namacalny dowód, że krew protestujących nie poszła na marne. I że Wolna Polska dba o swoje dziedzictwo, również to gospodarcze.