Od dawna toczy się w Polsce barwna opowieść o tym, jak współistnieją dwie wielkie wartości. Autonomia wspólnot religijnych oraz przejrzystość i równowaga w gospodarowaniu majątkiem nieruchomym. Duchowość i własność, choć zdają się pochodzić z różnych porządków, czasem przenikają się w tak zaskakujący sposób, że samorządy tracą możliwość skorzystania z prawa pierwokupu, gdy transakcja dokonuje się w ramach struktur kościelnych. Proponowana przez Fundację Dobre Państwo nowelizacja zmierzająca do uchylenia art. 109 ust. 3 pkt 2 ustawy o gospodarce nieruchomościami budzi zarówno nadzieje na większą przejrzystość obrotu majątkiem, jak i obawy, czy nie naruszy się tym samym wolności wyznań oraz gwarantowanej im autonomii.

Dyskusja toczy się wartko, bo dotyczy spraw tak samo ziemskich jak i zasadniczych, bohatersko zanurzonych w dawnej tradycji i jednocześnie w nowoczesnych ideach równości. Zwolennicy zmian z uporem podkreślają, że gmina powinna mieć prawo pierwokupu bez względu na to, kto sprzedaje lub kupuje działkę, zwłaszcza jeśli chodzi o grunty o strategicznym znaczeniu dla lokalnej społeczności.
Oponenci przekonują, że skoro Kościoły czy związki wyznaniowe posiadają szeroką autonomię, a przenoszenie nieruchomości mieści się w ramach ich wewnętrznego porządku, to władza publiczna nie powinna wkraczać między te same osoby prawne. Powstaje zatem intrygujący dylemat. Na ile warto zrównać wszystkich do jednego przepisu i czy wolność religijna naprawdę musi być powiązana z wyłączeniem z prawa pierwokupu. Pojawiają się argumenty z rozległej palety teorii politycznej, od Rawlsowskiej sprawiedliwości i równości szans po liberalne postulaty Hayeka na temat wolności obrotu gospodarczego i uczciwej konkurencji. Przywołuje się modele z innych państw, w których kościoły nie korzystają z takich udogodnień, ale nie brak też kontrprzykładów, gdzie jeszcze większe przywileje tworzą pole do rozmaitych kontrowersji.
Obie strony sporu dotykają sedna problemu. Jak połączyć wartość niezależności wspólnot religijnych z przejrzystością niezbędną dla dobra wspólnego. Przywołując doświadczenia międzynarodowe, Fundacja Dobre Państwo wskazuje, że w krajach o silnych tradycjach laickich wszyscy uczestnicy rynku nieruchomości działają według jednolitych reguł. W Polsce zaś kościoły i związki wyznaniowe, niczym pasażerowie ekspresu jadącego bez kontroli konduktora, korzystają z przywileju, który w oczach wielu obserwatorów nie ma dziś mocnego uzasadnienia.
Sprawa dotyka także praktycznych konsekwencji, bo gminy, pozbawione możliwości pierwokupu, tracą kontrolę nad przepływem majątku w strategicznych lokalizacjach. Kolejni działacze samorządowi z pewną nutą żalu wskazują przypadki transakcji zaniżających wartość nieruchomości, co nie tylko bywa niekorzystne dla budżetu lokalnego, lecz również rodzi wątpliwości czy zasady rynkowe są tu rzeczywiście zachowane.
Jedni powiedzą, że jest to kolejny przejaw historycznie ukształtowanego statusu kościołów, przydatnego w minionych epokach, kiedy wspólnota religijna odgrywała szczególną rolę w życiu publicznym. Inni wzruszą ramionami, przekonując, że świat poszedł naprzód i nadchodzi czas, by kościelne osoby prawne z równą elegancją, ale i z takimi samymi ograniczeniami, poruszały się po rynku nieruchomości, poddając się regułom ustalonym przez prawo powszechne. Trudno nie zauważyć, że w tej dyskusji mieszają się pierwiastki emocjonalne z kalkulacją polityczną, konserwatywne przywiązanie do uprzywilejowania tradycyjnych instytucji z wiarą w liberalne, ujednolicone ramy prawa. Rząd i parlament staną zapewne przed trudnym wyborem, gdzie po jednej stronie oczekuje się zwiększenia zaufania obywateli do przejrzystych regulacji i wyrównania pozycji uczestników rynku, a po drugiej stoi konstytucyjna wrażliwość na wolność religijną i prawo kościołów do zachowania samodzielności.
Jeśli jednak kluczowa okaże się myśl, że zaufanie to nieodłączna cecha dojrzałego społeczeństwa demokratycznego, w którym każdy podlega tym samym przepisom, to być może zapowiadana nowelizacja będzie kolejnym krokiem ku budowaniu wspólnego ładu. Wielu z nas wyczekuje, czy ustawodawca zadziała z odwagą, wychodząc naprzeciw postulatom Fundacji i innych organizacji, które wcale nie dążą do ograniczenia wolności wyznaniowych, lecz do wytyczenia wyraźnej granicy pomiędzy tym, co wynika z prawa do kultu i duchowej tożsamości, a tym, co rządzi się regułami gospodarczymi.
Sprawa nie jest więc prosta, a nikt nie chce pozwolić, by w imię pojedynczego postulatu pękła i tak już krucha nić porozumienia między państwem a kościołami. Pozostaje zatem ufność w rozwagę decydentów, którzy powinni wybrać te rozwiązania prawne, które w wielkim stylu zachowają przestrzeń wolności religijnej, a zarazem nie przekreślą fundamentalnych zasad przejrzystości i uczciwej gry na rynku nieruchomości. Nie ma wątpliwości, że to niezwykle ważny moment. Jedno spojrzenie wstecz, ku licznym kontrowersjom związanym z majątkiem kościelnym, i drugie w przyszłość, gdzie czekają pytania o wolność obywateli, prestiż państwa i o to, jak budować prawo, które nie dzieli, lecz spaja.
Być może ta dyskusja zaowocuje legislacyjnym kompromisem, dając przykład, że jesteśmy w stanie słuchać się wzajemnie nawet w sprawach, w których wielowiekowa tradycja ściera się z wizją nowoczesnej, równej dla wszystkich ojczyzny.