Najtrudniejszy pierwszy krok, wciąż to sobie powtarzamy, a jednak odwaga nie zawsze idzie w parze z roztropnością. Czasem podwyższone stawki, te wprowadzone kiedyś tak niby na chwilę, stają się niechcianym lokatorem budżetowego salonu i trudno go wyprosić z powrotem na korytarz. Zdarza się, że tymczasowe rozwiązania przyrastają do nas niczym rzep do sierści i nikt nie ma serca szukać nożyczek. Gdzieś z mroków ministerialnych szuflad wyłania się argument o bezpieczeństwie państwa, o konieczności wypełniania zobowiązań i spłacie pożyczek. Ma to zasłaniać widok na rosnący ciężar życia codziennego, który kolejny rok ciągnie ku dołowi polską rodzinę, przedsiębiorcę i każdego obywatela zdziwionego, że drożyzna tak usilnie puka do drzwi.

Podwyższone stawki VAT to zdaniem autorów inicjatywy społecznej prosta droga do wyrzeczeń, potu i łez. Podejmują oni sprawę z nadzieją, że wspólnym wysiłkiem i wolą wypracujemy umowę, która pozwoli tchnąć nieco świeżego powietrza w gospodarkę i odciążyć kieszenie zwykłych zjadaczy chleba. Dobro wspólne nie powinno przecież uchodzić za pusty frazes, zwłaszcza że, jak przestrzegał Cyceron, salus populi suprema lex esto, czyli że szczęście i pomyślność społeczeństwa stoją ponad wszystkim innym.

Oto nasz delikatny przytyk wobec świata polityków i działaczy, którzy z właściwą sobie pewnością samych siebie wydają się lekceważyć postulaty obywatelskie, nazywając je często fantazją nieznających realiów podatników. Trudno oprzeć się wrażeniu, że zamiast rzetelnej analizy otrzymujemy monotonną mantrę o tymczasowości, a tymczasem minęło już wiele lat i nadal tkwimy w tej samej pułapce. W powietrzu krąży też widmo emigracji. Ludzie głosują nogami, wyprawiają się za granicę w poszukiwaniu normalności, a tymczasem przyzwyczajona do swoich synekur elita zdaje się mówić, że nic się nie stało. A jednak stało się. Petycja, którą publikujemy w pełnej wersji, nie jest tylko biadoleniem nad losem. To propozycja powrotu do źródeł, do urealnienia zasad obciążających konsumpcję. Przekonuje, że warto wreszcie zrewidować dawno zapomniane obietnice o zakończeniu tymczasowego podatkowego eksperymentu.

Nikt rozsądny nie neguje potrzeb państwa w zakresie bezpieczeństwa czy spłaty długów, lecz czy nie powinniśmy stawiać na sprawiedliwość i solidarność tak, by siła gospodarczego rozwoju nie była tłamszona podwyższonymi stawkami. To sprawa nie tylko zawodowych ekspertów, ale wszystkich, którym zależy na kształtowaniu lepszej przyszłości. Najlepszym spoiwem jest wspólna refleksja, rozmowa i zdecydowane działanie. Działanie włącznie z obniżeniem ciężarów tam, gdzie jest to najbardziej dotkliwe. Dojrzałe państwo nie może w nieskończoność zrzucać na obywateli obowiązku łatania budżetowych dziur. Nawiązując do słów Seneki o tym, że uczymy się dla życia, a nie dla szkoły, powinniśmy nie tylko debatować dla samej dyskusji, lecz budować praktyczne i rozsądne rozwiązania.

Zachęcamy do wgłębienia się w najistotniejszy fragment petycji, gdzie autorzy otwarcie przyznają, że wciąż brak klarownej wizji, a obietnice zwrotu do niższych stawek znikają w gąszczu biurokratycznych uników. Ten wątek bywa bulwersujący, bo ukazuje, jak daleko zapuściły korzenie tymczasowe, jednopunktowe rozwiązania i jak wiele tracimy, zatrzymując się w pół kroku. Ta opowieść nie jest skargą, lecz bodźcem do realnych działań na rzecz wszystkich obywateli. Fundacja Dobre Państwo pragnie wskazać, że choć władza drzemie w rękach elit, to przecież obowiązuje je pewna umowa społeczna, wynikająca z zaufania wyborców. Można oczywiście ironicznie spytać, czy nastąpi jakakolwiek reakcja, gdy tak wielu coraz chętniej spogląda daleko poza granice kraju. Jednak retorycznych pytań należy unikać. Wystarczy, że zaprosimy wszystkich do wspólnego zrobienia tego pierwszego, najtrudniejszego kroku. Dalej może być już tylko lepiej.

Tekst ten jest wstępem do publikacji pełnej petycji, dokumentu, który sam mówi najdobitniej o potrzebie przywrócenia dawnych stawek lub wprowadzenia nowych, korzystniejszych dla społeczeństwa i gospodarki. Liczymy, że niniejsze słowa zainspirują do poważnej refleksji, a może i wywołają delikatne ukłucie sumienia wśród tych, którzy wciąż trwają na swoich uprzywilejowanych pozycjach. Nie chodzi o wywoływanie zbędnych wojenek. Chodzi o dobro wspólne i uszanowanie wysiłku każdego człowieka. Wspólne działanie może odmienić bieg spraw, bo kiedy wrócimy do stołu, by wypracować nowe zasady, zrozumiemy, że czasem warto mieć w sobie odrobinę pokory i zaryzykować ów pierwszy krok. Jeśli on okaże się słuszny, zyskamy solidne fundamenty pod dalsze reformy i w efekcie oszczędzimy sobie kolejnych lat pustych obietnic. Nie będzie to zadanie łatwe, ale jak mawiał Seneka, czasem nauka płynąca z życia wymaga od nas realnej determinacji, nawet jeśli na samym początku wydaje się, że upór i determinacja są znacznie przeceniane. Kto wie, może ta chwila stanie się właśnie punktem zwrotnym i zaproszeniem do prawdziwej współpracy na rzecz lepszego jutra dla nas wszystkich.