Jesteśmy w przededniu osobliwego święta, kiedy nadwiślańska radość łączy się z podniosłą powagą, a polityczne kuluary uchylają swe drzwi, by przyjąć spragnionych wiedzy i wzruszeń obserwatorów Parlamentu. Wyobraźmy sobie łagodny spacer wśród dźwięków muzycznych ławeczek i obiecującego szumu fontanny z nenufarami. Z jednej strony unosi się delikatny aromat tłoczonego soku z buraków i dyni, z drugiej światło przesącza się przez korony drzew, by oświetlić tablice z podobiznami dawnych Marszałków i tych, którzy kiedyś stworzyli zręby praw i wolności.

Gdzieś pomiędzy nimi pojawia się drewniany okrągły stół, zapraszający do wytchnienia i wymiany myśli przy rozgrzewającej atmosferze niby-ogniska, niczym stare palenisko przywołujące wspomnienia swady szlacheckich sejmików.
Czasem kręci się w głowie, gdy mijamy niewielkie kioski z ekskluzywnym zestawem różowych orłów z czekolady, drewnianymi fujarkami z tataraku, lusterkami z wizerunkami ważnych osobistości i ręcznie struganymi grzebieniami, które przyciągają oko równie mocno jak słowo przyciąga myśl.
W takim to gąszczu patriotycznych nadziei i rozwichrzonych emocji wyrasta idea rezolucji, przy pomocy której ta Ścieżka wokół budynków Sejmu i Senatu zaczyna nabierać kształtów i kolorów jak żywy organizm. Niech nie zwiedzie nas jednak lekka forma i zapraszający urok tych planów. Niczym kolizyjne zderzenie subtelnego zapachu kwiatów z potężnym grzmotem wiosennej burzy, najprawdziwsze emocje kryją się w możliwościach, jakie tu czekają na każdego śmiałka gotowego by wziąć w dłonie pędzel, by powiedzieć, tak, oto ja, chcę zostawić ślad mego myślenia o Ojczyźnie w formie graffiti na ażurowej ścianie.
Stanisław Lem przypomina, że dopóki nie skorzystał z Internetu, nie wiedział, że na świecie jest tylu idiotów, więc czy w dobie powszechnej technologii nie pora przenieść mądrej refleksji w te właśnie zakątki symbolicznego ogrodu, by słowo i obraz wzmacniały świadomość, a nie ją osłabiały.
Ktoś powie, tak krawiec kraje, jak mu materii staje, i w tym zawiera się znany paradoks, że wielkie przedsięwzięcia rosną z małych, czasem niepozornych nasion. Tymczasem na naszych oczach rozkwita projekt będący połączeniem muzeum i żywej lekcji demokracji, scenografii pamięci i nowoczesnej oprawy, a wszystko to zbliżone do ciepłego kontaktu z naturą, przy dźwiękach szeleszczących liści i przyjaznych rozmów.
Wyobraźmy sobie chwile, gdy młodzież z całej Polski przybywa z plecakami pełnymi zapału, by posłuchać opowieści wybitnych postaci, by śpiewać pieśni patriotyczne i może, w chwili zwątpienia czy zauroczenia, wrzucić monetę do niewielkiego oczka wodnego, snując marzenie o radosnej Polsce.
W takiej atmosferze rodzi się tęsknota za silną umową społeczną, którą można zawrzeć pod gołym niebem, wsparta drewnianym stołem i migotem płomienia instalacji, niczym dawni ojcowie wolności, gdy prawo stanowiło się ustnie i z szacunkiem. Outsiderski bon mot mówi, że kto uważa się za zbyt wykwintnego na przydomowe kiełbaski i gitary, ten pewnego dnia obudzi się w samotnym tłumie szykownych i nieprzystępnych pałaców.
Dotykamy prawdziwie kontrowersyjnej skrajności, z jednej strony patriotycznej retoryki i solemnity, z drugiej zaś niemal groteskowego tańca z kioskowymi suwenirami, amfiteatrami rodem z małego Colosseum i konkursowymi muralami. Z tej kolizji biorą się najbardziej wartościowe idee, bo gdy coś burzy nasz spokój, popycha do działania. I tak, sercem i uśmiechem podpisujmy się pod planem, który chce każdemu obywatelowi ofiarować szansę na spotkanie z przyjazną formą uczenia się o współczesnym patriotyzmie, ukazując, że wreszcie nadszedł moment, by ów pozornie odległy świat polityki stał się w pełni dotykalny, a wręcz kojąco otwarty na przybyszów w każdym wieku.
Tak objawia się troska o ludzi, o czytelnika i o to wszystko, co jeszcze nie zostało wypowiedziane. Niech więc łagodność zderzy się z siłą przekazu i wyniesie nas ponad tę zwykłą codzienność, bo może to właśnie jest droga do naszej wspólnej, jakże wyczekiwanej przyszłości.