Proponujemy wspólne dzieło, w którym troska o dobro ludzi i ich przyszłość będzie wiodącym motywem, a wszechobecny zapach stanie się alegorią trudnego wyzwania, z którym wszyscy musimy się zmierzyć. Kiedyś, jeszcze za sprawą myślicieli starożytności, głoszono ideę, że najwyższą powinnością jest dbać o wspólne dobro. Tak twierdził Seneka, mówiąc, że człowiek prawdziwie mądry potrafi sięgnąć poza własne interesy, by chronić to, co służy całej społeczności. Dziś jednak nie o elegancką sentencję tu chodzi, lecz o realny problem, który uwiera nas swoim intensywnym aromatem.

Smrodu nikt nie chce, lecz każdy uznaje, że jest częścią życia i przemysłowej machiny, która musi się kręcić w imię bezpieczeństwa i zysku. Nie da się łatwo zamknąć przemysłowych kompostowni, zlikwidować hodowli czy odesłać za miedzę wszystkich feralnych zakładów. Możemy jednak zrobić krok, który pozwoli nam opracować wspólne zasady i godzić interes gospodarki z potrzebą oddechu w czystym powietrzu.
Wydaje się, że czekamy na Godota. Władza odwleka decyzje o kompleksowej regulacji, posłowie układają się na sali, przeliczając wyborcze słupki i kalkulując, komu przyjdzie narazić się bardziej. Mechanizmy, które znamy z innych krajów, brzmią w polskich realiach jak nieosiągalne bajki, bo sami politycy przyznają, że brakuje narzędzi, odwagi albo czasu. Tymczasem zapach ciężkiej pracy ludzkości unosi się z ferm, fabryk i spalarni, niosąc w sobie coś więcej niż ledwie odór. Symbol przyrostu gospodarczego, braku planowania przestrzennego i naszych przyzwyczajeń. Społeczności lokalne mają dość, a przedsiębiorcy boją się uregulowań, które naraziłyby ich interes na straty. Czy można więc znaleźć złoty środek, uczciwie i bez wzajemnego oskarżania o sabotaż rozwikłać tę kwestię? Nieśmiało liczymy, że tak. Dobro Wspólne wciąż bywa siłą zdolną łączyć nawet najbardziej sprzeczne strony.
Niektórzy w zakamarkach parlamentu twierdzą, że to zbyt wielki wysiłek, by jeszcze tej kadencji sfinalizować prace nad ustawą antyodorową. Oficjalne komunikaty umykają do szuflad, zaś prace eksperckie, choć mozolnie prowadzone, nie przekładają się na uchwalone prawo. Dlatego Fundacja Dobre Państwo, wierząc w moc ludzkiej solidarności, wzywa do zawarcia nie tyle papierowego sojuszu, co namacalnej umowy społecznej. Wspólnym głosem możemy wyznaczyć granicę, w której i rolnik, i przedsiębiorca, i mieszkaniec najdalszego zakątka Polski, poczują, że ustalamy czytelne reguły. Może to zabrzmieć górnolotnie, lecz prawdą jest, że jeśli niczego nie zmienimy, zostaniemy skazani na wzajemne pretensje i bezradne rozkładanie rąk nad fetorem, który zakrada się do okien. Czy taki model nas satysfakcjonuje?
Zróbmy więc pierwszy krok po kamieniach przez bród. Powołajmy się na dobro ogółu i nie traćmy nadziei, że polska gospodarka i ekologia mogą istnieć w stanie równowagi. Smród nie musi być nieodłącznym kompanem wzrostu, tak jak zapomnienie nie musi być towarzyszem polityki. Nowatorskie rozwiązania leżą w zasięgu ręki, potrzeba tylko woli i determinacji. Jeśli uda się wypracować jasne wytyczne, korzystające z doświadczeń międzynarodowych, a zarazem współbrzmiące z naszą tradycją i warunkami lokalnymi, wszyscy odetchniemy z ulgą, a fetor przestanie być przekleństwem obszarów wiejskich czy dzielnic przemysłowych.
Fundacja Dobre Państwo apeluje do klasy politycznej i wszelkich decydentów o podjęcie śmiałych, lecz koniecznych kroków. Jeśli zabraknie odwagi, ci, których nazywacie suwerenem, nie przestaną pytać, dokąd zaprowadzi nas beztroska niemoc. Salus populi suprema lex esto, mawiali starożytni, czyniąc dobro ogółu najwyższym prawem. Przypomnijmy sobie te słowa i nie zapominajmy, że każdy dzień zwłoki utrudnia życie ludziom, którzy mają prawo oczekiwać od władzy konkretnych, a nie pozorowanych rozwiązań. Przejdźmy razem przez ten bród, licząc, że za kolejnym kamieniem czeka nas przystań przyjazna i czysta od bierności. Jeśli jako społeczeństwo zdobędziemy się na ten jeden wysiłek, być może odkryjemy, że kiedyś niemożliwe zaczyna pachnieć całkiem realną nadzieją.