Trybunał Stanu jawi się dziś niczym zabytkowy mechanizm, w którym ktoś z roztargnienia zapomniał zamontować baterie. Wszyscy o nim mówią z nabożnym szacunkiem, a jednak działa tak, jakby jedynie sygnalizował obecność błędu, nie mając sił, by go skutecznie usunąć. Oto organ powołany do strzeżenia Konstytucji i poskramiania najwyższych urzędników, gdy przekroczą swoje uprawnienia, a w istocie sypie jedynie skąpymi iskrami. Każdemu obywatelowi, karmionemu doniesieniami o politycznych skandalach i aferach finansowych, trudno zrozumieć, dlaczego tak rzadko ogląda w akcji strażnika odpowiedzialności konstytucyjnej.

Niektórzy powiadają, że katalog sankcji, którymi Trybunał dysponuje, jest tak wątły, iż stanowi towarzyską anegdotę, a nie realną groźbę.

Gdybyż to była wyłącznie kwestia braku zdecydowania, można by apelować do odwagi sędziów. Jednakże w tle majaczą partyjne blokady, upolitycznione głosowania, niechęć do kąsania swoich i prastary układ, w którym milcząca umowa brzmi, że my waszych nie ruszamy, wy naszych nie tkniecie.

Cóż więc czynić, by ów sędziwy organ odżył i wypełnił swą ustrojową misję. Fundacja Dobre Państwo apeluje o nową jakość, o przepisy, które nadadzą Trybunałowi Stanu rygor prawdziwego postrachu dla polityków. Chodzi o to, by nikt już nie lekceważył wyroku, widząc w nim jedynie odebranie biernego prawa wyborczego czy zakaz sprawowania funkcji publicznych, które łatwo obejść przy partyjnym wsparciu. Proponujemy wprowadzić surowsze kary finansowe, a nawet czasowe pozbawienie wolności za delikty konstytucyjne. Zdarza się przecież, że ktoś narusza ustawę zasadniczą w sposób wybitnie szkodzący państwu i obywatelom, a zarazem nie wypełnia znamion zwykłego przestępstwa opisanego w kodeksie karnym. Dlaczego więc nie mielibyśmy traktować takiej winy z równą powagą i stanowczością. Jeżeli praktyka i morale klasy politycznej znacząco różnią się od wyobrażeń dawnych twórców ustawy z 1982 roku, to może pora zmienić przepisy, by były adekwatne do współczesnej skali nadużyć. Pojawiają się oczywiście głosy, że w ten sposób poszerzamy przestrzeń kar właściwych prawu karnemu, co stoi w sprzeczności z historycznymi założeniami odpowiedzialności konstytucyjnej. Ale czy można wiecznie zamykać oczy na narastającą samowolę polityków, którzy traktują państwową kasę jak prywatny skarbiec.

Trudno też zaprzeczyć, że obecny Trybunał Stanu cierpi na poważniejszy problem niż tylko niedostatecznie ostry zestaw sankcji. Procedury inicjowania postępowania są na tyle zawiłe, iż szansa na doprowadzenie polityka na ławę tej szczególnej sprawiedliwości wymaga poparcia całego tabunu posłów, którzy nierzadko mają do stracenia więcej niż do zyskania. Jeśli jednak ktoś powie, że wobec tego wszelkie propozycje wzmocnienia kar kończą się fiaskiem, odpowiadamy, że brak działania bywa najgorszym z możliwych rozwiązań. Możemy zacząć od punktowych nowelizacji, choćby od pomysłu wiązania nieudzielonego absolutorium z automatycznym złożeniem wniosku do Trybunału. Nie jest to prosta droga bo Konstytucja w swoich obecnych zapisach daje dość wąskie pole manewru, a zmiana wymaga współpracy wielu organów. Jednak, skoro co rusz słychać nawoływania do rozliczeń i szczerych wyjaśnień, należałoby zadbać, aby te hasła nie brzmiały pustką.

Podobno ktoś kiedyś powiedział, że w polskim ustroju Trybunał Stanu i tak jest tylko ozdobnikiem, symbolem rodem z podręcznika o podziałach władzy. Trudno dziwić się takim głosom, jeśli statystyki od lat wyglądają blado. Ledwie kilka spraw, w dodatku wyroki, które nie wywołały wstrząsu w strukturach władzy. Internet wciąż huczy od doniesień o możliwych nadużyciach, a my, zamiast oglądać realne procesy przed Trybunałem, uczestniczymy w kolejnym odcinku serialu wytykania sobie nawzajem afer przy jednoczesnym maskowaniu własnych grzechów. Chcielibyśmy wierzyć, że polaryzacja międzypartyjna jest jedynie tymczasową modą, a nie trwałą regułą. Niestety, kiedy przychodzi co do czego, argumenty o „naszych” i „waszych” uderzają z pełną mocą, żeby tylko nikt nie odważył się skruszyć partyjnego muru i doprowadzić do przykładowej, surowej kary. Za to w retoryce publicznej wszyscy przybierają miny sędziów tropiących korupcję, ale w rzeczywistości wystarczy jeden telefon, by wnioskodawca przypomniał sobie, kto w istocie rozdaje karty w politycznej talii.

W porywie idealizmu możemy powtarzać, że i tak pewnego dnia nadejdzie chwila, w której uda się rozbić ten beton. Może pojawi się grupa parlamentarzystów, których sumienie pozwoli przycisnąć własnych kolegów, tym razem w imię autentycznego Dobra Wspólnego. Przecież na dłuższą metę znoszenie ciągłych informacji o nadużyciach męczy również wyborców, skłania do dystansu wobec całej klasy politycznej. A jeśli ktoś w końcu złapie za lejce i spróbuje wzmocnić Trybunał Stanu, być może nasza scena zacznie odwracać się od złudnego uśmiechu bezkarności. Chcielibyśmy tylko przypomnieć, że zmiana prawa bez dążenia do realnej niezależności organów orzekających może okazać się nieskuteczna. Zależy nam, by projektowane przepisy przełamały to zamknięte koło, wprowadzając szybką i dotkliwą ścieżkę kar finansowych, a nawet izolację dla tych, którzy świadomie naruszyli Konstytucję, a jednak nie mogli zostać ukarani na gruncie kodeksu karnego.

Twierdzicie, drodzy rządzący, że służba publiczna jest waszą misją, a dobro kraju najwyższym priorytetem. Jeżeli tak jest naprawdę, to czas już przejść od słów do czynów i dać Trybunałowi Stanu „bateryjkę” z prawdziwego zdarzenia. Wprowadźcie regulacje, które zdejmą jarzmo klanowych interesów i wymuszą na politykach respekt wobec prawa. Przywróćcie wiarę w instytucję, której zadaniem jest nie tylko karcić, lecz również uczyć szacunku do Konstytucji. Jeśli zaś ktoś obawia się, że surowa kara wolnościowa będzie zbyt daleko idącą represją, niech pamięta, że skuteczna odpowiedzialność to fundament dojrzałej demokracji. W przeciwnym razie wciąż będziemy oglądać przedstawienie, w którym cyniczni aktorzy zmieniają role, wymieniają rekwizyty, a suweren wpatruje się w tę scenę coraz bardziej znużony. Nie zapominajmy, że w dzisiejszych realiach świat przyspiesza, sojusznicy reagują żywo na sygnały o stanie rządów prawa w poszczególnych krajach, a nam nie przystoi błądzić w mgle rodzimych gier pozorów.

Minął już ponad rok od formowania się nowego układu władzy. Czas prób, raportów i analiz winien się skończyć, ustępując miejsca konkretnym decyzjom. Nikt nie oczekuje, że wszystko zmieni się w ciągu jednej nocy, jednak brak jakichkolwiek działań wzmaga tylko poczucie, że stoi nad nami zasłona interesów, której nikt nie ma ochoty rozchylić. Fundacja Dobre Państwo woła więc kolejny raz. Nie uchylajcie się od pracy nad wzmocnieniem odpowiedzialności konstytucyjnej, nie zagłuszajcie głosu społeczeństwa, które już zmęczyło się czekaniem i bajaniami. Ustawa o petycjach obliguje przecież władze do sprawnego rozpoznawania postulatów obywateli, tymczasem w wielu wypadkach jedyne, co udaje się uzyskać, to przeciągające się milczenie i kolejne odwlekanie terminu odpowiedzi. Czy tak ma wyglądać dialog w nowoczesnej Rzeczypospolitej. Pora zacząć naprawę ustroju w miejscu, gdzie bezczynność najbardziej bije w społeczny etos, czyli przy Trybunale Stanu. Jeśli zrobicie cokolwiek dla dania mu prawdziwej mocy, będzie to już niemało. Może stanie się to iskrą, która zapoczątkuje większą odmianę, zgodną z deklarowanym pragnieniem sprawiedliwości. Nie bójcie się, że przez to stracicie wygodne oparcie w dzisiejszych układach; w chwilach historycznej próby dla państwa liczy się przede wszystkim gotowość, by pójść o krok dalej niż stara praktyka zamiatania afer pod partyjny dywan. Nikt przy zdrowych zmysłach nie chce, by polska polityka stała się areną wiecznych karnych procesów, ale lepiej zaryzykować kilka spektakularnych rozpraw niż pozwolić na trwały bezwład, który zatruwa nasz wspólny dom. Niech Trybunał Stanu przestanie być eksponatem w muzeum ustrojowych iluzji i stanie się żywym narzędziem demokracji, zdolnym do szczerego rozliczania nadużyć najważniejszych osób w państwie. Tylko wtedy zrozumiemy, że Państwo potrafi być rzeczywiście dobre.