Zajęty swoimi sprawami rząd całkowicie zignorował inicjatywę unijną REPowerUE, która jest obecnie kluczowym dokumentem unijnym dotyczącym przyszłości energetyki, gospodarki i finansów. 

Powstały w maju dokument REPowerUE zmienia nie tylko RRF ( Instrument na Rzecz Odbudowy i Zwiększenia Odporności) ale i KPO ze 120 miliardami euro, za którymi tak tęsknimy. A wskutek ignorancji rządzących będziemy tęsknić jeszcze bardziej. Pozyskanie tych pieniędzy będzie trudniejsze, ponieważ zgodnie z REPowerUE rosną zobowiązania państw członkowskich w zakresie OZE ( Odnawialne Źródła Energii) , efektywności energetycznej, wspólnotowości w zakupach paliw na rynkach światowych. W skrócie, znowu wypadliśmy z sań na własne życzenie, ale flaszkę w bimbrem populizmy wciąż trzymamy w zmarzniętych dłoniach. I czy chodzi o power czy rower, jest nam wszystko jedno.

Co to jest REPOWER UE?

To wspólne europejskie działania w kierunku bezpiecznej i zrównoważonej energii po przystępnej cenie dla każdego Europejczyka. REPowerUE ma sprawić, że „do 2030 r. całkowite moce wytwórcze energii ze źródeł odnawialnych wyniosą 1 236 GW w porównaniu z wartością 1 067 GW do 2030 r. przewidzianą w pakiecie „Gotowi na 55”. Aby wdrożyć REPowerEU konieczne będą dodatkowe inwestycje „w wysokości 210 mld euro w okresie od dziś do 2027 r. w celu stopniowego wycofania importu rosyjskich paliw kopalnych, które kosztują dziś europejskich podatników prawie 100 mld euro rocznie” – czytamy w dokumencie. Głównym narzędziem finansowania ma być Instrument na rzecz Odbudowy i Zwiększania Odporności (RRF), a także m.in. fundusze polityki spójności czy fundusz innowacyjny. RePowerEU przejmuje zadania odbudowy Unii po klęsce pandemii COVID19.

Plan składa się z trzech filarów: oszczędzania energii, produkcji ekologicznej energii oraz dywersyfikacji dostaw energii. Dlatego też na kraje członkowskie nałożono dodatkowe obowiązki. Zwiększenie efektywności energetycznej z 9% do 13% oraz w zakresie korzystania z OZE z 40% do 45%.

Kraje europejskie będą prowadziły wspólną politykę zakupu i magazynowania gazu, węgla o wodoru. Istotnym jest, że wymiar polityczny powiązany zostanie z fizyczną logistyką nośników, aż do współdzielenia mocy energii elektrycznej włącznie. Kraje wyrzucone z systemu nie będą uczestniczyć w krótkotrwałych wymianach prądu. Główną konsekwencją takiego wykluczenia będzie upadek tych branż przemysłowych, które korzystają z energii elektrycznej o bardzo dużych wymaganiach jakościowych. (np. produkcja ekranów, elektroniki, przetwarzanie danych, nanotechnologie).

Plan zakłada też powiązanie systemu ETS (handel prawami do emisji CO2) z wypracowanymi projektami optymalizacji energetycznej wszystkich państw UE, które przystąpią. Nie ma obowiązku, zatem oporni zostaną wykluczeni z rynku.

Tymczasem upojona populizmem Polska śpi i nie podjęła jeszcze żadnych prac związanych z REPowerUE ryzykując nałożenie sankcji oznaczających także wykluczenie finansowe i fizyczne z systemu.

OZE po polsku

REpowerEU, poza zwiększoną generacją z OZE, które uznane mają zostać za nadrzędny interes publiczny, zakłada: priorytetyzację wodoru, zastąpienie ogrzewania gazowego ciepłem sieciowym, inwestycje w bateryjne magazyny energii, instalację pomp ciepła.

Unia dąży do neutralności klimatycznej w 2050 roku. Krajowy plan działania na rzecz energii i klimatu z 2019 roku sięga jedynie do 2030 roku i nie uwzględnia nie istniejącycego wtedy pakietu FitFor 55 oraz REPowerUE. Żaden z powyższych elementów nie jest w Polsce realizowany, ani nawet dyskutowany, bo przecież „można palić byle czym”. Nie wchodząc w polemikę z tym stwierdzeniem i wiedząc, że nie można, należy jak najszybciej wdrożyć w Polsce pakiet FitFor55 oraz włączyć się w REPowerEU.

Bo Polska jakby nie zauważa konieczności implementacji i wpływu pakietu FitFor55 na gospodarkę i życie Polek i Polaków. A przecież pakiet podwyższa na 2030 rok cel redukcji emisji CO2 z 40% do 55% względem poziomu z 1990 roku. Ponownie przełoży się to na gospodarcze koszty praw do emisji ETS – ceną za energochłonne i szkodliwe ekologicznie emisje. Obowiązki ograniczania szkodliwości dotyczyć będą także budynków jako emitentów substratów ogrzewania. Koszty zostaną przełożone na obywateli. Obowiązkiem ETS objęci zostaną także producenci paliw pędnych i dostawcy energii cieplnej oraz ciepłej wody użytkowej do wszelkich budynków użyteczności publicznej i prywatnej. Tymczasem nic w tej sprawie się nie dzieje i Polska nie zabiega o Fundusz Sprawiedliwej Transformacji.

A nie zabiega, bo jest jasne, że jeśli chcemy pieniędzy na przekształcenie naszej energetyki, musimy się dostosować do regulacji UE. Ze wszystkimi konsekwencjami prawnymi, w tym zwłaszcza z dostosowaniem naszej legislacji do „kamieni milowych”. Jeśli nie dostosujemy się do RRF (i reszty), zwłaszcza do tych zapisów, które dotyczą praworządności i kontroli wydawania środków nie będzie transformacji energetycznej i wypadamy z gry, czy spadamy z roweru – jak kto woli.

Blokady

Pierwsza i podstawowa blokada to blokada polityczna. Ale są i inne. W Polsce rynki gazu i energii elektrycznej zostały zmonopolizowane. Rozwiązanie problemów w energetyce czyli wysokich cen energii i z zapewnieniem stabilnych źródeł energii nie będzie możliwe, jeśli nie nastąpi demonopolizacja. A to oznacza dopuszczenie prywatnej kapitału, czego państwowe monopole nie trawią, nawet przy dużej wódce. Tymczasem np. dzięki prywatnym inwestycjom możliwości magazynowania gazu mogłaby w krótkim czasie wzrosnąć o 25 proc., tj. o 1 mld m3. Wolny rynek w sektorze energii elektrycznej jest także czystą fikcją, ponieważ państwowy monopolista, jeśli nie zechce, może w oparciu o prawo energetyczne odmówić prywatnemu podmiotowi dostępu do sieci przesyłowej. I odmawia.

W efekcie blokad i braku dyskusji nad REPowerEU oraz FitFor55 i FFR wszyscy jeszcze długo będziemy płacić za drogą energię, którą sprzedawać nam będzie nasze państwo drenując obywateli za pośrednictwem monopolistów – spółek skarbu państwa. Do tego błędnego koła dojdą rosnące koszty komunikacji. Relacja ceny transportu kołowego do kolejowego się zmieni na korzyść dostaw szynowych. Co z tego, jeśli nie ma baz przeładunkowych między sposobami transportu (naczepa, kontener), a drogi wodne są nie istnieją, bo polskie rzeki i kanały są jedynie miejsce zrzutu nieczystości. A wzrost cen transportu to podwyżki w większości branż; budownictwie, przemyśle spożywczym, rolnictwie.

Dodatkowo, w UE wprowadzony zostanie graniczny podatek węglowy (CBAM). Obejmie cement, żelazo i stal, aluminium, nawozy sztuczne, energię elektryczną. Sukcesywnie wycofywany będzie carbon leakage, tj. darmowe uprawnienie przyznawane sektorom zobowiązanym do płacenia CBAM. Czy ktoś w odurzonej patriotycznym szałem Polsce o tym słyszał?

Plan oszczędzania i przebudowy europejskiej energii zakłada ogromne ilości środków na edukację społeczną. Ale po co one rządowi, który miał pomysł, by z prostującymi kobietami rozmawiać za pomocą uzbrojonych oddziałów wojska?

W 2030 roku być może, a w 2050 roku już na pewno, dzięki obecnym wiatrom politycznym będziemy siedzieć w lodowatej biało-czerwonej lepiance grzejąc serca pieśnią o zwycięstwie Jagiełły pod Grunwaldem. A jedynym paliwem, którego nam nie zabraknie będzie bimber z patriotycznych ziemniaków.

Witold Solski, przewodniczący OZSS „wBREw”