W przeszłości, gdy mury nieufności wznoszono szybciej niż mosty porozumienia, zrodziła się myśl o dobrowolnej zgodzie pomiędzy ludźmi wyznającymi różne prawdy duchowe. Odległe echa szesnastowiecznych wydarzeń w Warszawie, gdzie wolność religijna przybrała kształt majestatycznej umowy społecznej, zdają się szeptem nawoływać, by ludzka wyobraźnia nie gasła. Z biegiem lat i brzemiennych w skutki przełomów historia zapisała w Konstytucji nowoczesnej Rzeczypospolitej zasady, które miały uchronić każdego z nas przed ograniczeniami wynikającymi z wiary. Z wielkim rozmachem usiłowano pogodzić tradycję, jakże dumnie pielęgnowaną przez mocne i uznane wspólnoty, z pragnieniem równych szans dla innych, mniej rozpoznawalnych dróg ku metafizyce. Niektórzy uśmiechają się pobłażliwie, bo cóż to za problem. Wolność religijna przecież formalnie istnieje. Inni marszczą brwi, wskazując na bariery prawne i administracyjne, blokujące mniejszym grupom dostęp do przywilejów, którymi cieszą się ci najwięksi.

W przypływie przekory można by zapytać. Jaka to sprawiedliwość, że swoboda głoszona na papierze bywa w życiu jedynie półotwartą bramą, strzeżoną przez zawiłe paragrafy i zbyt długie procedury.
W gąszczu liter prawnych rodzi się pokusa, by sięgać po rozwiązania proste jak uderzenie pięścią w stół. Niestety, takie działania rzadko sprzyjają prawdziwemu dobru wspólnemu, z którym się tu wszyscy afiszujemy. Raczej karmią uprzedzenia lub tworzą kolejne wybiórcze wygody dla tych, którzy umieją najskuteczniej naciskać na klamkę władzy. Być może jednak istnieje sposób, by w duchu kolejnego paktu społecznego, pozbierać wątłe kamienie rozrzucone przez dawne pomyłki, przenieść je przez bród dzielący idealne przepisy od szarej praktyki i spróbować zbudować stabilniejszy grunt pod przyszłość, w której wszyscy staną się równi wobec prawa. Wszak pewien mędrzec starożytności zwykł mawiać, że prawdziwa wolność wymaga wspólnej odpowiedzialności, szczególnie za tych najsłabszych. Przywołując jego intuicję i spoglądając na horyzont bogatego dorobku ludzkości, warto przypomnieć, że prawo stanowione ma za zadanie wspierać człowieka, a nie go ograniczać.
Współczesny ustawodawca, zanurzony w realiach politycznych i biznesowych przepychanek, musi teraz wykazać się dojrzałością, co może być dla niego szokiem. Potrzebujemy bowiem prostych i jednocześnie mądrych kroków w stronę minimalizowania biurokratycznych trudności, wprowadzenia pełnej przejrzystości obrotu nieruchomościami, a także uczciwego zdefiniowania ulg podatkowych. Mała wspólnota modląca się w niewielkim domu musi mieć zagwarantowane identyczne szanse jak największe kościoły, które wypełniają po brzegi wyznawcami dawniej wzniesione monumentalne świątynie. Nie jest to jednak temat wyłącznie dla wtajemniczonych znawców schematów podatkowych czy notabli biegle posługujących się retoryką publicznych wystąpień. Wszyscy na tym świecie poszukujemy jakiegoś ładu i pomocy.
Ustawy potrafią sprawiać wrażenie, że stoją ponad nami, niczym odrębna sfera bytu, ale w istocie to wyłącznie narzędzia stworzone, by służyć naszemu dobru. Niejednokrotnie bywa, że polityk czy dygnitarz, zadzierając nosa, zapomina o tej prawdzie, a świat biznesu, rozkosznie zadowolony ze swojej rzekomej elitarności, nie widzi potrzeby wsłuchania się w cichy głos mniejszości. Dlatego bywa konieczne odrobinę uszczypnąć, prowokacyjnie zachęcić do refleksji, a nawet sypnąć nieco pikanterii głosem pełnym delikatności. Trzeba przecież powiedzieć wprost, że brak przejrzystych mechanizmów powoduje realne niedogodności dla tych, którym wolno mniej.
Brońmy religijnych outsiderów, nierozpoznanych przez masowe gusta grup wyznaniowych i wspólnot, które nie mają bogatych sponsorów w garniturach. Być może ktoś uzna takie stwierdzenia za skrajność, wręcz kontrowersyjną, lecz przecież mamy prawo do cichego wołania w imię autentycznej solidarności. Bez niej wszyscy tracimy. Oto zaproszenie do rozmowy o wspólnych poprawkach, do działania na rzecz ludzi, którzy często nie zostali wysłuchani przez wielkich i znaczących. Niech ten głos będzie wstępem do obszernego materiału, w którym Fundacja Dobre Państwo prezentuje konkretne rozwiązania, nie po to, by wzbogacić retoryczne potyczki, ale by każdy mógł czerpać ze swej wolności sumienia i religii w pełnym świetle równego traktowania.
Zajmijmy się tym wspólnie, nie czekając na lepszy czas. Zróbmy pierwszy krok po tych śliskich kamieniach, którymi da się przejść przez niewielki nurt, i spotkajmy się na drugim brzegu, bogatsi o świadomość, że prawo może być czułe i serdeczne, a zarazem silne i skuteczne. To właśnie jest obietnica, którą składamy sobie nawzajem, licząc, że dzięki niej wzrośnie w nas poczucie odpowiedzialności za dobro wspólne i poczucie troski o każdy indywidualny los.