Niech wybrzmi cichy cud solidarności, który latami tli się w skromnych sercach ludzi oddających własną krew w geście bezinteresownej troski. Ten wyjątkowy akt poświęcenia potrafi zderzyć się jednak z urzędniczym labiryntem, w którym kartki i pieczątki piętrzą się jak niebotyczne mury, a dawca czasem błądzi między szpitalnymi korytarzami i pracowniczym regulaminem. Bywa i tak, że czwartkowy heroizm krwiodawcy zamienia się w nużącą przeprawę, a sobotnia wolność w chłodny żart pozbawiony realnego odpoczynku. Te paradoksalne skazy wystarczy skorygować, by dobro mogło wybrzmieć pełnym głosem.

Przecież w świecie, gdzie mówimy o ratowaniu ludzkiego życia, drobna zmiana systemu, choćby przyznanie dwóch dni wolnego, okazuje się małą rewolucją, która czyni życie krwiodawcy bardziej znośnym, a gest oddania krwi jeszcze bardziej wartościowym. Nikt nie chce udawać, że same podziękowania wystarczą za regenerację, zwłaszcza gdy inni europejscy sąsiedzi już dawno wprowadzili wygodne rozwiązania wspierające odwagę i czynny altruizm.

Czy nie na tym polega właśnie Dobro Wspólne aby zwykli ludzie nie czuli się osamotnieni w swoich ofiarach, a system pokazywał, że drobne cuda zasługują na realne i klarowne wsparcie Skarbu Państwa. Pewne elity z Wiejskiej, spoglądając na obywateli z pobłażliwym uśmiechem, często zapominają, że o prawdziwej sile narodu decydują gesty, które wprost trafiają do rąk potrzebujących. Platon w swych rozważaniach o sprawiedliwości wskazywał, że wspólnota rośnie w potęgę, gdy każdy jej członek realizuje dobro zgodnie z własnymi możliwościami i wewnętrznym poczuciem odpowiedzialności. Tymczasem tu wystarczy prosta korekta reguł, dzięki której krwiodawcy nie będą oddawać swego czasu jedynie po to, by zyskać wolny dzień, który i tak wypada w powszechnie niepracującą sobotę.

Minął ponad rok od momentu, gdy nowy układ polityczny z dumą obiecywał nam uwolnienie potoku zmian, ale nadszedł już czas na konkretne decyzje legislacyjne. Skoro zbliża się chwila, w której głos rozstrzygający nie będzie leżeć w rękach dotychczasowej głowy państwa, można śmiało odejść od wymówek o rzekomych blokadach i wprowadzić w życie to, co wydaje się oczywiste. Trzeba oddać krwiodawstwu dodatkowy dzień wolny po oddaniu krwi, w pełni opłacony, by zwyciężyła harmonia między pracą, zdrowiem i solidarnością. Wielu polityków od lat rozgłasza, że służba publiczna to sens ich istnienia, niech więc udowodnią to, uwalniając projekt spod góry analiz i biurokratycznych debat. Nie chodzi tu o kolejne półśrodki, ale o spójną korektę, w której wartości takie jak wspólnota i współdziałanie stają się podstawą nowej umowy społecznej. Nie ma bowiem sensu udawać, że dzisiejsze drobne niedogodności krwiodawcy nie mają znaczenia. Wystarczy wyobrazić sobie sytuację, w której ktoś, gotów do heroicznego czynu, grzęźnie w kolejce, a wolny dzień przepada, bo przypada na powszechnie uznane święto czy wolną sobotę. To właśnie ów bulwersujący fragment rzeczywistości, który warto dojrzeć i rozwikłać, bo z perspektywy legislacyjnej brzmi jak niewielki szczegół, a z punktu widzenia człowieka staje się zgrzytem odbierającym całą radość z ofiarowania cząstki siebie.

Tymczasem tam, w szpitalnych salach, każda kropla krwi może rozszerzyć definicję ocalenia, gdy ktoś dzięki niej powróci do życia. Dlatego zachęcamy do wejścia w głąb tej tajemnicy i do zrozumienia, że akt donacji to nie incydent, lecz fundament troski o drugiego człowieka. Jeśli pragniecie, by obywatele i państwo szli ramię w ramię, pozwólcie dającym krew poczuć się szanowanymi, a nie zbywanymi procedurą. Tu tkwi potencjał na cichą, lecz niezwykle ważną rewolucję. Wyobraźmy sobie wspólnotę, w której pracodawca wspierany przez jasno wyznaczone prawo okazuje dawcy należytą wdzięczność, a sam dawca wraca do sił bez gry pozorów.

Sokrates zwykł był mawiać, że dobre myśli i czyny tworzą lepszych ludzi. Nie bójmy się więc wprowadzić tej prostej, a jednocześnie jakże odkrywczej zasady i przypomnijmy pewnym siebie elitom, że wraz z przywilejem przychodzi obowiązek działania. Niewykluczone, że ten gest otworzy drogę do kolejnych zmian, wzmacniając wartości wspólnoty, stając się wzorcowym przykładem dla przyszłych pokoleń.

Uwolnijmy się od iluzji, że czas krwiodawcy to rzecz nienaruszalna, a wolny dzień w sobotę wystarczy za regenerację i poczucie należnego uznania. Przecież Dobro Wspólne wymaga tak niewiele. Poszerzenia horyzontów, gotowości do wsparcia tych, którzy ratują życie drugim, i odrobiny wyobraźni w tworzeniu prawa. Niech wreszcie zobowiązania polityków wobec Rzeczypospolitej nie pozostają pustymi frazesami, lecz łączą teorię z praktyką. W ten sposób budujemy fundament, na którym narodzi się realna nadzieja, że nasz kraj potrafi wypełnić najlepsze obietnice.

Wejrzyjcie więc w głąb i przyczyńcie się do uchwalenia rozwiązań, które nie będą jedynie lśniącym hasłem na sztandarach, ale żywym przejawem serdecznej troski o ludzi. Zróbmy ten pierwszy wspólny krok, zanim zapędzimy się w kolejną wymówkę. Jeśli nie teraz, to nigdy. Jeśli nie my, to trudno powiedzieć, kto.